sobota, 11 lipca 2015

Epilog


      Patrzyłam przed siebie z zachwytem. Wszystko było takie jasne. Tak lekko mi się oddychało. Tak szybko mogłam się poruszać. Od dawna nie czułam się tak młodo... Stawiając lekkie kroki, cieszyłam się chwilą. Moją głowę zalał korowód wspomnień. Te piękne z życia bez Jace'a były inne. Niby szczęśliwe, ale nie do końca. Pierwsze kroki Aidena, jego pierwszy dzień w szkole, potem w gimnazjum, liceum, studia. W końcu ślub z jego ukochaną narzeczoną. Moment, kiedy zostałam babcią wspaniałych bliźniaków. Teraz oboje wybierali się na studia, a Aiden razem z żoną wiedli spokojne życie. Mogłam być z siebie dumna. Wychowałam syna na dobrego człowieka. Nie pozwoliłam, aby zapomniał o swoim ojcu. Widziałam, że mimo jego nieobecności, kocha go równie mocno, jak mnie.
   
     Westchnęłam, po czym spojrzałam na swoje dłonie. Nie były już pomarszczone i brunatne, tylko gładkie i blade, takie jak w młodości. W obrączce odbił się jakiś zagubiony refleks. Z zaskoczeniem dotknęłam swojej twarzy. Ona również była gładka, a włosy...ojej! znowu gęste i brązowe. Rozejrzałam się dookoła. Wszystko zaczynało powoli nabierać konturów, ale nie zdążyłam im się przyjrzeć.

- Leslie! - Usłyszałam za sobą, a moje ciało przeszedł przyjemny dreszcz.

   Odwróciłam się, po czym go ujrzałam. Stał nieopodal i wyciągał ręce w moją stronę. Bez zastanowienia puściłam się biegiem, by po chwili znaleźć się w jego ciepłych ramionach.
___________________________________________________________

Witam!

To już jest koniec. Definitywny koniec tego opowiadania, z którym bardzo się związałam. Prolog opublikowany został 30 kwietnia 2014r. Ja w ogóle nie czuję, że minął już rok. :C
Eh... Jak zwykle. Należałoby wygłosić jakąś twórczą pożegnalną mowę, a ja jak zwykle nie mam do tego głowy.
Powiem tylko, że cały zamysł tego opowiadania zrodził się w mojej głowie, kiedy po raz pierwszy obejrzałam film "Uwierz w ducha". Nie wyobrażacie sobie nawet, jak ja wtedy ryczałam. Oczywiście mojej histerii po Titanicu nic nie przebije, ale to było bliskie temu. Kiedy zaczynałam pisać cała fabuła w mojej głowie wyglądała zupełnie inaczej, była bardziej podobna do filmu, ale udało mi się ją zmodyfikować i myślę, że oprócz głównego wątku aż tak bardzo nie ściągałam. :)
Muszę przyznać, że to opowiadania potrafiło rozstroić mnie emocjonalnie tak bardzo, że chwilami nie miałam siły go pisać. Któregoś razu złapał mnie tak duży kryzys, że chciałam zawieszać, zamykać i nie wiadomo, co jeszcze. Ale udało mi się zebrać i mogę tę historię zakończyć tak, jak na to zasłużyła.
Pokochałam wszystkich moich bohaterów (hm, może z wyjątkiem Jamesa, ale dla niego starałam się być wyrozumiała; przecież był chory :c) i bardzo ciężko mi się z nim rozstawać. Ale myślę, że zostawiam ich w dobrym i bezpiecznym stanie. :)
Dziękuję serdecznie Naomi, Mosquito, Mei oraz Karmelkowi. <3 Komentowałyście wiernie, a ja za każdym razem po opublikowaniu każdego rozdziału nie mogłam doczekać się opinii od Was!
Dziękuję wszystkim czytelnikom, którzy czytali, ale nigdy się nie ujawnili. :D
A teraz... do widzenia! <3 Mam nadzieję, że będziecie tęsknić za tym blogiem tak samo, jak ja. :*

PS. Myślicie, że takie dobre duszki Naszych Bliskich są wśród nas? Zdradzę Wam, że ja całym sercem w to wierzę. c;