piątek, 2 stycznia 2015

Rozdział VIII

- Jace -

   Każdy miewa czasami koszmary, prawda? Niekiedy te mniej straszne, innym razem mrożące krew w żyłach.  Ja zdecydowanie zostałem uwięziony w tym gorszym koszmarze. Nie przedstawiał on niczego konkretnego. Z resztą - nie każdy zobaczyłby w tym śnie coś strasznego. Co chwila z kłębów jakiegoś gęstego dymu, wyłaniały się twarze moich najbliższych. Leslie, Aidena, rodziców... To nie przerażało mnie tak bardzo. Czułem lęk widząc wyraz tych twarzy. Wszystkie były smutne, zalane łzami. Nic nie pamiętałem. Kompletnie nic. Widziałem tylko te drogie dla mnie oblicza i zastanawiałem się, co takiego się wydarzyło, i co takiego właściwie się ze mną dzieje. Czułem się dziwnie. Jakby ktoś mnie zamknął w jakimś ciasnym, ciemnym pomieszczeniu bez drzwi i okien. Nie mogłem się ruszyć, nie mogłem oddychać. 

   Dlaczego czułem w środku dziwną pustkę? Nie wiedziałem. Ale uczucie jakiegoś nieodwołalnego wydarzenia w moim życiu napełniało mnie coraz bardziej. Coś miało się stać i podświadomie czułem, że nie będzie to nic dobrego. Nagle obrazy przed moimi oczami zaczęły się rozmywać. Odpływać. Dym robił się gęstszy, coraz bardziej duszący. Co u licha... W pewnym momencie poczułem, że spadam, ale nie było żadnego uderzenia. Niczego. Nie było już nawet dymu. Byłem tylko ja i powoli zaczynałem czuć własne ciało. Pomyślałem, że otworzę oczy. Zamrugałem, ale zobaczyłem tylko jakiś materiał. Jakbym się przykrył kołdrą... na twarz? Przekręciłem głowę w lewą stronę, ale widok pozostał ten sam. Przez tkanię przedzierało się światło jakiejś jasnej lampy. Wszystko coraz mniej mi się podobało. Usiadłem gwałtownie, ale nie poczułem na sobie żadnego materiału. Siedziałem na łóżku w jakimś dziwnym pomieszczeniu, którego nigdy wcześniej nie widziałem. Właściwie nie było tam nic oprócz mnie i tego łóżka. Spuściłem nogi na podłogę, po czym ustałem. Spojrzałem w dół na swoje trampki, bo czułem, jakbym wcale nie dotykał podłogi. Ale przecież stałem... 

- Czy może mi ktoś powiedzieć, co tu się, do jasnej cholery wyrabia? - warknąłem pod nosem. Podszedłem do drzwi i już położyłem rękę na klamce, aby ją nacisnąć, gdy nagle... moja dłoń po prostu przeniknęła przez chłodny metal.

- Co do... - szepnąłem, oglądając z bliska swoje palce. Ponowiłem próbę z otworzeniem drzwi. To samo. Coraz bardziej zdezoriwntowany cofnąłem się i wziąłem krótki rozbieg. Skoro nie da rady normalnie, trzeba spróbować siły, pomyślałem, po czym z impentem uderzyłem ramieniem o drzwi. A raczej chciałem uderzyć. Przeleciałem przez nie. Dosłownie. Po chwili leżałem na podłodze jakiegoś wąskiego korytarza. Kręcili się po nim ludzie, pełno było pielęgniarek i ludzi, którzy wyglądali jak pacjenci. A więc byłem w szpitalu? Ale po co?! 

- Przepraszam bardzo! - zawołałem w kierunku jednej z pielęgniarek. Zebrałem się z ziemi, po czym ruszyłem jej na przeciw. - Moje nazwisko Willis, czy mogłaby...

    Zdziwiony podążyłem wzrokiem za kobietą. Nie zatrzymała się, ba!, ona nawet na mnie nie spojrzała. Minęła mnie jakbym tam w ogóle nie stał.

- Przepraszam! - zwróciłem się do kolejnej osoby. - Czy mogłaby mi pani pow...

    To samo. Rozejrzałem się dookoła. Ludzie mijali mnie nie zaszczycając nawet jednym spojrzeniem.

- Szkoda fatygi. - Usłyszałem za sobą męski głos. Natychmiast się odwróciłem i popatrzyłem zdezorientowany na nieznajomego. - Oni nas nie słyszą.

    Był to człowiek w podeszłym już wieku. Miał na sobie szlafrok,  z pod którego wystawała pasiasta piżama. Siwe włosy były potargane, ale zza grubych szkieł okularów patrzyły oczy mądre i dobrotliwe. Podszedłem bliżej.

- Oni? - zapytałem. - Jacy oni? 

    Mężczyzna wygladał jakby w ogóle mnie nie słyszał.

- Choroba? Wypadek? - pytał zaciekawiony, opierając się na lasce i przygladając mi się z łagodnym wyrazme twarzy. - A może samobójstwo? Wydajesz się być bardzo młody.

- Proszę? - spytałem, zastanawiając się, czy staruszek ma na pewno wszystkie klepki na swoim miejscu. Jaka choroba, jaki wypadek... co? 

- Pytam się,synu, jakim cudm znalazłeś się po, tak zwanej, drugiej stronie. - Zamrugał oczami zaskoczony mężczyzna. - Nie udawaj głupiego.

- Po jakiej... czym? - Mózg mi wybuchł.

- No naprawdę, koniec tych żartów. Nabijaj się z kogo innego, młody panie. - Staruszek najwyraźniej się obraził i właśnie kuśtykał w głąb korytarza.

- Nie, nie! - zawołałem, biegnąc za nim. - Ja nie chciałem pana urazić, naprawdę nie mam zielonego pojęcia, o czym pan mówi...

    Mężczyzna przyjrzał mi się uważnie. Nagle jego wzrok zjechał na mój brzuch. Podążyłem za jego spojrzeniem i zachłysnąłem się powietrzem. Moja siwa koszulka miała na sobie jedną wielką, szkarłatną plamę. Podgiąłem ją powoli, zesztywniałymi rękami. Mniej więcej na wysokości wątroby znajdowała się głęboka rana w kształcie małego kółka. To z niej wcześniej musiała sączyć się krew.

- Czyli wypadek... - wyszeptał staruszek. - Zastrzelili cię.

- Co?! - To wszystko nie mieściło mi się w głowie. - Ja u... umarłem?

- Ano tak. - mruknął ponuro. -  Przykro mi, chłopcze.

- Ale... ale... ja mam dziecko... narzeczoną! - krzyknąłem, cofając się bezwiednie. - Muszę to odkręcić!

   Mój rozmówca roześmiał się ponuro.

- Wyroku Czarnej Pani nie odkręcisz. - powiedział, patrząc na mnie ze współczuciem. - Pozostaje tylko pytanie, dlaczego zawiesiła cię między dwoma światami? Powinna odesłać cię dalej, a zostawiła tutaj.

- Dalej? - zapytałem. - Czyli gdzie?

- Nie wiem. - westchnął staruszek. - Ja zadaje sobie to pytanie od kilku lat. Plącze się po ziemi już od piętnastu lat. Moja żona zmarła trzy lata po mnie, ale ją wzięli tam... dalej.

   Pokiwałem ponuro głową. Byłem duchem. Umarłem. Ktoś mnie za...

-Zaraz, zaraz...-mruknąłem. -Pamiętam! To James, byliśmy na spacerze i... przecież ja jutro miałem się żenić, do jasnej cholery.

- Co takiego? - zapytał zatrwożony staruszek. - Co za tragedia, co za tragedia... Ile masz lat, synu?

- Dwadzieścia pięć - odpowiedziałem zrozpaczony, chcąc uderzyć pięścią w ścianę. Niestety, przeniknęła na drugą stronę, a ja ledwie utrzymałem równowagę.

    Nagle usłyszałem tak dobrze znany mi dziecięcy głos. Odwróciłem się gwałtownie i w głębi korytarza ujrzałem Leslie, która trzymała Aidena na rękach. Wyszli z innego korytarzyka, a teraz oddalali się ode mnie. Puściłem się biegiem w ich stronę.

-Leslie! - krzyknąłem, po czym chciałem złapać ją za ramiona. - Jestem tu. Spójrz na mnie! Słyszysz... Leslie!

   Nie zwracała na mnie najmniejszej uwagi. Nie widziała mnie. Spojrzałem na jej twarz. Była blada, a po jej policzkach spływały łzy. Mimo to próbowała uśmiechnąć się do naszego synka, który patrzył na nią poważnymi oczkami. Moja dzielna dziewczynka...

- Tata? - powiedział pytająco, klepiąc matkę po policzku.

- Tata... - wyszeptała ledwosłyszalnie, hamując szloch. - Tata śpi, kochanie. Nie wolno mu przeszkadzać, wiesz?

   Nie dała rady. Zaczęła łkać, przytulając dziecko do siebie. Objąłem ich, czując słone łzy pod powiekami. Mały wygladał, jakby trawił jej słowa.

- Doblanoc, tata - powiedział po chwili, po czym przytulił się mocniej do matki.

- Dobranoc, maluszku - szepnąłem, wtulając twarz w jego włoski.

    Nie widzieli mnie ani nawet nie czuli. To był koniec. Koniec wszystkiego. Tak cholernie ich kochałem... A teraz już nigdy nie miałem im tego powiedzieć.
___________________________

Witam Was serdecznie w Nowym Roku! ;*

Och, co to był za rok... Kurde, jak tak myślę, to nie wierzę, że już mamy 2015. xd Ten rok przyniośl mi wiele dobrych chwil. ^^ Mnóstwa pomysłów też nie zabrakło. Zdradzę Wam, że planuję kolejną historię, ale to jeszcze! Najpierw muszę skończyć coś z tego, co już prowadzę. :)

Co do rozdziału... To jest straszne, Ja jestem straszna... Ta końcówka mnie zabiła. Tajemniczy staruszek będzie teraz jedną z nowych postaci, często będzie gościł w rozdziałach i bardzo pomoże Jace'owi. ^^

Co do postaci...TO OMG! Zapraszam do zakładki Bohaterowie, dzisiaj dostałam piękne karty postaci na każdego z moich trzech blogów i jestem nimi po prostu zachwycona! <3

To tyle na dzisiaj. :) 20.01 zaczynają mi się ferie, więc postaram się popisać trochę do przodu.

Wszystkiego dobrego w 2015! ;*

19 komentarzy:

  1. I hate you...
    Ja płaczę! Sprawiłaś, że najszczęśliwszy człowiek na ziemi siedzi i ryczy! Ja mogłaś!
    Kurczę, to takie straszne! No nie wierzę, nawet nie wiem jak ten komentarz ubrać w słowa...
    Jak ty to robisz, że przez ciebie płaczę? Jak ty tak możesz? Boże, biedna Leslie ;c
    No nie wiem, co mam ci napisać. Na prawdę świetnie to przedstawiłaś, no ale nie mogę no...
    Idę sobie.
    Pozdrawiam xx

    OdpowiedzUsuń
  2. Topię się
    Istna burza morska
    Armagedon ze słoną wodą w roli głównej
    Widzę, że mam do pogadania sobie z tą czarną panią. Już ja sobie przeprowadzę z nią pogawędkę. Co prawda jedno z nas może z niej nie wyjść cało.
    A tak w pełni na poważnie to nie...brak mi słów. Nie wierzę, że to tak się skończyło. Jace'a już nie ma? Od tak? Przecież on miał żyć!
    Biedny Aiden i Leslie. Przecież oni teraz będą sami. A ten James może wykorzystać sytuację.
    Już ja mu dam! Weź mnie wprowadź do tego opowiadania jako glinę czy coś!
    Nie rozmawiam z Tobą i tyle. Przybiłaś, dobiłaś i uśmierciłaś mnie. Masz już dwie osoby na sumieniu. W drodze do Ciebie idzie moje serce. Chce Ci się odpłacić.
    Nie pozdrawiam, nie ściskam i nie czekam (właściwie to czekam, ale nie czekam) </3

    OdpowiedzUsuń
  3. Cześć kochana! <3
    Jestem i tu! :)
    Rozdział nie jest taki smutny, jak poprzedni, bo jest on opisywany od strony Jace (nie wiem, jak się odmienia xd.), a jego strona teraz jest lepsza, łagodniejsza i przyjemniejsza. Nie czuć też tak bólu, który towarzyszy jego ukochanej.
    Widzę tu podobieństwo do filmu. :) Podoba mi się ono. :) Bardzo ładnie to opisałaś. :) Cieszę się, że ten staruszek będzie tutaj częściej, bo Jace jest nowy w tym wszystkim i bez niego pewnie nie dałby sobie rady.
    Ta ostatnia scena była bardzo przykra. :( Chciał ich dotknąć, przytulić. Zastanawiałam się, czy może Aiden zobaczył tatę. Małe dzieci do któregoś wieku widzą swoich zmarłych przodków. Cudowne, prawda? :)
    Wiesz, że w tym momencie, gdy otworzył oczy i poczuł materiał, pomyślałam, że może stał się cud i on odżył? To by było cudowne... Już się nawet trochę cieszyć zaczęłam, ale jednocześnie czułam, że jest to niemożliwe. No i niestety... Eh. :(
    Nie mogę doczekać się kolejnych rozdziałów. Teraz będzie tak magicznie. I na pewno pięknie. :)
    Pozdrawiam! :*

    OdpowiedzUsuń
  4. O, jejku... Ale smutny ten rozdział. Przeczytałam i aż łza mi się zakręciła w oku, bo generalnie tego typu opisy sprawiają, że zaczynam myśleć o tej "drugiej stronie".
    Ładnie napisane, świetne oddane odczucia... Nic dodać, nic ująć. I jeszcze "doblanoc, tato"... <3

    http://malowane-uczuciami.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  5. wow pięknie piszesz - muszę tu zaglądać częściej :)

    OdpowiedzUsuń
  6. świetne
    http://dadaaam-vestiti.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  7. Spam czy nie, ale nominację do Liebster Award znajdziesz w tym linku: http://the-way-u-lie.blogspot.com/2015/02/liebster-award.html
    Pozdrawiam serdecznie. :)

    OdpowiedzUsuń
  8. Jeju, ja płacze. Nie jestem w stanie nawet nic sensownego napisać, przepraszam. :(
    Właśnie zaczęłam czytać Twojego bloga. Łzy mi same poleciały, nie wierzę w to, nie. To zwykły sen. Dlaczego? Dlaczego zawsze znajdzie się ktoś, kto musi zniszczyć nam życie? To nie jest sprawiedliwe.
    Z niecierpliwością czekam na następny rodział. Pozdrawiam i ściskam ciepło. ♡
    PS. Następnym razem napisz, czy będą potrzebne chusteczki, przygotuję się odpowiednio. ♡

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję ślicznie za opinię. ^^
      Pozdrawiam! ♥

      Usuń
  9. Szczerze mówiąc, to nie wiem jak skomentować ten rozdział. Napiszę tyle, że się poryczałam, tak pięknie i elegancko, że wyglądam jak wrak.
    We Wspomnieniach po lewej powinnaś dodać krótką informację, że bez chusteczek od czwartego rozdziału się nie obejdzie.
    Nie wiem co bardziej mnie smuci... To, że Jace nie żyje czy to, że jedynie Aiden go widzi...
    Zastanawia mnie ten staruszek, jaka jest jego historia czy pomoże Jace'owi?
    Matko, dlaczego tak dobrze Ci idzie pisanie tego typu opowiadań?

    Chusteczki w dłoni, idę do następnego rozdziału.

    Xoxo,
    Mei.

    Ps. Dziś ps żałobny, bo mi smutno.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję ślicznie za opinię! <3
      Pozdrawiam! c;

      Usuń